Słabszy dzień, a może coś więcej?
Ile razy łapaliście się za głowę obserwując, jak wasz zawodnik psuje kolejne piłki i przegrywa mecz ze słabeuszem? Ile razy byliście świadkami meczu, kiedy zdecydowany faworyt przegrywa pierwszego seta, po czym gładko wygrywa dwa kolejne i pewnie melduje się w następnej rundzie? Piękno sportu - ktoś powie. Być może. Tenis jest nieprzewidywalny - doda inny. Niewykluczone! A może po prostu zawodnik miał akurat słabszy dzień?
Życie (a życie typera w szczególności) nauczyło nas, że tam, gdzie nie wiadomo o co chodzi, chodzi zazwyczaj o pieniądze. A te w sporcie są po prostu GI GAN TY CZNE, przez co rośnie pokusa, aby z tego ogromnego tortu choćby kawałeczek uszczknąć dla siebie. Niekoniecznie wylewając hektolitry potu na treningach…
Tenis ziemny to sport wręcz idealny do manipulowania wynikami meczów. Aby pozwolić wam to lepiej zrozumieć, musimy przybliżyć wam tajniki tej pięknej skądinąd dyscypliny niejako od kuchni.
Dlaczego tenis?
“Kariera” tenisisty zaczyna się w bardzo młodym wieku. Novak Djokovic lub Serena Williams nie zaczęli trenować w wieku lat 18, lecz rodzice zaprowadzili ich na pierwsze zajęcia zaraz po tym, jak tylko nauczyli się chodzić. To po pierwsze.
Po drugie, tenis od zawsze kojarzony był jako sport ekskluzywny, elitarny lub najprościej rzecz ujmując dosyć drogi. Nie każdego rodzica stać na posłanie dzieciaka na treningi, stąd odsetek dzieci i młodzieży uprawiających tenis jest kilka razy niższy, niż chociażby w przypadku piłki nożnej. Brzydko mówiąc “wychodowanie” zawodowego tenisisty kosztuje mnóstwo czasu i pieniędzy. Pieniędzy, które dobrze byłoby w przyszłości odzyskać…
Jak? Pytając pierwszą lepszą osobę na ulicy z pewnością usłyszelibyście odpowiedź w stylu “wygrywając kolejne mecze” lub “zostając mistrzem”. Jasne, można i tak. Trzeba sobie jednak uświadomić, że nie jest łatwo wyżyć z gry w tenisa i udaje się to tylko nielicznym. Cała reszta błąka się po świecie niczym objazdowy cyrk w poszukiwaniu sławy i pieniędzy. No dobra, głównie pieniędzy! A te są na wyciągnięcie ręki. I to w kwotach niewyobrażalnych!!!
Zapewne każdy z was czytając to widzi Rafaela Nadala unoszącego ręce w geście triumfu lub Simonę Halep płaczącą ze szczęścia po kolejnym zwycięstwie w turnieju wielkoszlemowym. I, uwierzcie nam na słowo, my też chcielibyśmy znać tenis wyłącznie od tej strony! Mieliśmy jednak wątpliwą przyjemność poznać również jego ciemniejsze oblicze, a to już nie jest tak romantyczne.
80% zawodników żyje na granicy przetrwania. Co to oznacza? Że jeżdżą z turnieju na turniej i zarabiają jakieś śmieszne pieniądze, pozwalające ledwo opłacić przeloty, hotele, itd. Zdarza się, że zawodnikowi o niskiej pozycji w rankingu, będącemu na turnieju w kraju arabskim, bardziej opłaca się odpaść w I rundzie i dawać odpłatne lekcje tenisa dzieciom szejków. Za godzinę takiej pracy można zgarnąć nawet $100, natomiast gaża za triumf w trwającym kilka dni turnieju z serii Futures to często ok. $1,000. Rachunek jest prosty, prawda? Jednak nie to jest najciemniejszą stroną tenisa, gdyż są to ciągle pieniądze zarobione w sposób, jakby nie patrzeć, uczciwy.
Wróćmy jednak do tego, że zarobki niżej sklasyfikowanych tenisistów ledwie pokrywają ich wydatki. Przy odrobinie szczęścia do młodego gracza może zgłosić się hojny sponsor, który obieca dać mu środki na rozwinięcie kariery, jednak jak to w życiu, tak również w tenisie nie ma nic za darmo i często owym darczyńcom spadającym z nieba okazuje się wysłannik mafii, która oferuje graczowi kontrakt życia, jednak zastrzega, że raz na jakiś czas może poprosić go o małą przysługę i chwilę słabości.
Jak ustawiane są mecze tenisowe?
I tutaj dochodzimy do momentu, w którym mecz jest ustawiany. Ale jak to zrobić? W przypadku tenisa jest to bajecznie proste! To nie piłka nożna, gdzie wtajemniczonych musiałoby zostać kilkunastu zawodników. Liczba opcji zakładów oferowanych przez bukmacherów na mecze tenisowe jest tak olbrzymia, że zawodnik nie musi nawet przegrać całego meczu. Zazwyczaj wystarczy, że polegnie w kilku gemach, odda konkretnego seta lub w odpowiednim momencie popełni podwójny błąd serwisowy. Każdy z was, kto kiedykolwiek w życiu trzymał w ręce rakietę tenisową doskonale wie, że mając ewidentną przewagę umiejętności nad swoim rywalem, zawodnik jest w stanie totalnie kontrolować przebieg gry i ewentualne scenariusze.
Na porządku dziennym są sytuacje, że na trybunach siedzi wysłannik mafii będący w stałym kontakcie ze swoimi zwierzchnikami i na bieżąco daje zawodnikowi znać, jak ten ma się zachować przy najbliższych piłkach (np. ściąga czapkę, poprawia grzywkę lub zakłada okulary przeciwsłonecze).
Stąd też niejednokrotnie byliśmy świadkami sytuacji, które wyglądały dość komediowo, a postronnego widza musiały doprowadzać do rozpaczy, kiedy jeden z zawodników rzekomo odnosił kontuzję i wyrzucał wszystkie piłki w aut, wykorzystywał każdą możliwą przerwę na skorzystanie z usług medyka, a mimo to i tak “walczył” do ostatniej piłki meczu, zamiast udać się do swojego pokoju hotelowego. Dlaczego? To proste! W przypadku oddania krecza większość bukmacherów rozlicza kupony jako zwrot stawki, dlatego mecz musi odbyć się do końca.
A propos hoteli. Podczas turniejów o kiepskiej randze zawodnicy często, aby zaoszczędzić parę groszy, śpią po kilku w pokoju. Starzy wyjadacze rynku bukmacherskiego badają nawet takie rzeczy, gdyż bardzo często zdarza się, że jeśli współlokator zawodnika X pożegnał się z turniejem już we wtorek, to również X woli w następnym meczu się podłożyć, niż przez kolejne kilka dni samemu pokrywać koszty kwatery.
Kolejna rzecz to mecze deblowe. O ile zawodnicy przywiązują jeszcze jakąś wagę do kariery solowej, w końcu to ich punkty, ich pozycja w rankingu i ich pieniądze, tak mecze deblowe to prawdziwa wylęgarnia ustawek. W ogromnej ilości przypadków zawodnikom kompletnie na nich nie zależy, dlatego w idealny sposób nadają się one do ustawiania wyników meczów lub przynajmniej przebiegu rywalizacji.
Nie zapominajmy o jednej ważnej rzeczy, a mianowicie o tym, o czym już wspominaliśmy w kontekście wspólnego wynajmowania pokoi hotelowych. Liczba zawodników i turniejów jest ograniczona, dzięki czemu po kilku sezonach doskonale się oni znają. Wyobraźcie sobie zatem, że podróżujecie z kumplami po całym świecie, nocujecie w najlepszych hotelach i jecie w najlepszych restauracjach, a waszym jedynym obowiązkiem jest założenie krótkich spodenek na godzinę lub dwie każdego dnia i zagrania meczu przeciwko dobremu znajomemu. Jeśli nie macie mocno rozbudowanej ambicji i nie widzicie siebie w pierwszej dziesiątce rankingu ATP za kilka lat, to co wam szkodzi zgarnąć mnóstwo kasy jedynie za to, że zepsujecie dwie zagrywki z rzędu?
Niestety, kariera tenisisty nie trwa wiecznie, a za coś przecież żyć trzeba! Dlatego aby podbić stawkę zawodnicy decydują się często na nieco bardziej radykalne kroki, niż ustawienie gema lub dwóch, a z ich kalkulacji wynika, że zamiast bić się o triumf w całym turnieju bardziej “opłaca” im się odpaść już w pierwszej rundzie z totalnym amatorem, za którego zwycięstwo bukmacherzy płacą dajmy na to 10.00. Co bardziej radykalni gracze decydują się rozbić bank i zgodnie z wzajemną umową wszyscy trzej żegnają się z turniejem po pierwszym meczu. Ile można zarobić na takim wałku? 10.00 x 10.00 x 10.00. Policzcie sobie sami!
Czy wszystkie mecze są ustawione?
Żeby nie było wyłącznie pesymistycznie, kilka słów otuchy dla tych z was, którzy wciąż wierzą w piękno sportu i uczciwość rywalizacji. Czy wszystkie mecze tenisowe są ustawione? Oczywiście, że nie! Z raportu komisji antykorupcyjnej wynika, że “zaledwie” ok. 5% wszystkich spotkań budzi podejrzenia, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że raport obejmuje wszystkie rozgrywki. Można się jedynie domyślać, że podczas Wimbledonu ten wskaźnik będzie wynosił 0.1% meczów, natomiast podczas turniejów z serii Futures wątpliwości będzie budziło co czwarte spotkanie.
No dobrze, ktoś zapyta. A gdzie w tym wszystkim federacja tenisowa? Czemu nic nie robi z tak niecnym procederem? Przede wszystkim władze światowego tenisa doskonale zdają sobie sprawę, że bez bukmacherów ich sport stanie się niszowy i mało kto będzie nim zainteresowany. Dlatego raz na jakiś czas powstaje raport, w którym wskazuje się winnych, lecz zazwyczaj są to tzw. kozły ofiarne, czyli tenisiści o niskim rankingu, za którymi nikt nie będzie płakał, ani którzy nie mają pieniędzy na drogie kancelarie adwokackie.
A co z bukmacherami? Czy oni jakoś się bronią przed ewentualnymi ustawkami, które mogłyby ich narazić na spore straty? Bukmacherzy online radzą sobie doskonale tak czy siak i są w stanie błyskawicznie zareagować na podejrzany mecz i odpowiednio skorygować kursy. Inaczej ma się sprawa w przypadku bukmacherów stacjonarnych, dlatego niektórzy z nich bronią się przed fixami w ten sposób, że na turnieje niższego szczebla nie przyjmują zakładów singlowych, tylko wymagają, aby na kuponie znalazły się min. 3 spotkania, co ich zdaniem może w jakiś sposób ograniczyć ryzyko sporej wypłaty w efekcie oszustwa.